Donosicielstwo czy spełnienie obywatelskiego obowiązku? Ewa Sudoł - 31-07-2019r.

           Na stronie Urzędu Wojewódzkiego kilkanaście dni temu ukazało się wystąpienie pokontrolne Wojewody Podkarpackiego w sprawie nieprawidłowości przy realizacji przebudowy drogi Krościenko-Stebnik sfinansowanej przy dużym współudziale dotacji z budżetu państwa. Konsekwencją tych nieprawidłowości jest konieczność zwrotu dotacji przez gminę Ustrzyki Dolne do budżetu państwa w kwocie około 2 mln złotych wraz z odsetkami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kontrolę inwestycji przeprowadzono w wyniku zawiadomienia (donosu?) Wojewody Podkarpackiego o „istotnym naruszeniu prawa w związku z realizacją przez Gminę Ustrzyki Dolne inwestycji pod nazwą Przebudowa drogi gminnej Nr 119250R Krościenko-Stebnik w km 2+650-6+615”.

          Do pisma z dnia 20 lutego 2019 roku dołączona została dokumentacja fotograficzna z której wynikało, że prace objęte umową dotacyjną nie zostały zrealizowane w całości. Z informacji krążących po Ustrzykach Dolnych wynika, że pismo nie było podpisane. Oprócz tego pisma prawdopodobnie ten sam autor wystosował do Urzędu Wojewódzkiego jeszcze dwa zawiadomienia z 8 marca 2019r. i 18 marca 2019r. Analizując sprawę z punktu czysto prawnego możemy krótko skwitować, że jakiś mocno wkurzony mieszkaniec gminy Ustrzyki Dolne zobaczył, że remontowano drogę Krościenko – Stebnik i nie zrobiono tego należycie więc zawiadomił o nieprawidłowościach odpowiednie służby wojewody. Można by było powiedzieć, że człowiek ów spełnił swój obywatelski obowiązek i zachował się tak jak należy, gdyby nie jedno małe „ale”.

          Droga Krościenko-Stebnik na przebudowywanym odcinku w okresie zimowym jest drogą słabo uczęszczaną a jej głównym użytkownikiem są Lasy Państwowe. Ponieważ droga ta nadal nie umożliwia połączenia Bandrowa z Krościenkiem w związku z tym, jako droga gminna odśnieżana jest rzadko i do jazdy rekreacyjnej zimą raczej się nie nadawała, co osobiście kilka razy doświadczyłam. W związku z tym autor pisma do Wojewody zadał sobie wiele trudu, aby sprawdzić stan drogi, porobić zdjęcia oraz musiał doskonale orientować się w zakresie robót realizowanych z dotacji. Teraz trzeba sobie zadać pytanie, ile przeciętnych mieszkańców gminy ma taką wiedzę oraz świadomość tego, kogo i kiedy należy zawiadomić o nieprawidłowościach. Na pewno takich ludzi nie ma zbyt wiele i raczej wywodzą się oni z obecnych lub byłych urzędników samorządowych lub osób z nimi związanych. Idąc takim tokiem rozumowania można domniemywać, że osoba, która zawiadomiła Wojewodę o nieprawidłowościach na opisywanej drodze miała także pełną świadomość, że gmina Ustrzyki Dolne będzie musiała zwrócić z tego powodu dotację wraz z odsetkami.

          Zastanówmy się przez chwilę nad tym jakie motywy kierowały osobą piszącą zawiadomienie do Wojewody. Mam wrażenie czytając wystąpienie pokontrolne, że ktoś za wszelką cenę chciał, aby gmina Ustrzyki Dolne zwróciła dotację a osoby odpowiedzialne za nadzór nad inwestycją poniosły sankcje służbowe i karne. Głównym winowajcą z racji stanowiska będzie burmistrz za brak stosownego nadzoru, członkowie komisji odbioru końcowego oraz inspektor nadzoru inwestorskiego. Z ustawy z dnia 17 grudnia 2004 r. o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych wynika, że w związku z nieprawidłowościami stwierdzonymi przez Wojewodę naruszono dyscyplinę finansów publicznych dwukrotnie: nieprawidłowo wykorzystano dotację, dopuszczono się działań skutkujących zapłatą odsetek karnych. Oprócz tego osoby biorące udział w odbiorze drogi mogą mieć postawione zarzuty poświadczenia nieprawdy, jeżeli by się potwierdziły w dalszym postępowaniu ustalenia sformułowane przez Wojewodę.

          Wymienione sankcje dotyczą sytuacji, gdy zarzuty zostaną potwierdzone w dalszym postępowaniu, a że będzie ono dalej trwało to wynika z odpowiedzi, którą uzyskałam od burmistrza Bartosza Romowicza. Na moje pytanie zadane Burmistrzowi Ustrzyk Dolnych czy gmina Ustrzyki Dolne zwróci dotację i w jakim terminie, otrzymałam odpowiedź, że na dziś sprawa jest w toku i dopóki nie zostanie ukończona nie ma mowy o zwrocie dotacji. Burmistrz poinformował naszą redakcję, że nie zgadza się z ustaleniami Wojewody zawartymi w wystąpieniu pokontrolnym i z tego też powodu nie widzi podstaw do zwrotu dotacji o czym pisemnie zawiadomił Panią Wojewodę.

          Wróćmy zatem do pytania postawionego w tytule, gdzie jest granica pomiędzy zwykłym donosicielstwem a spełnieniem obowiązku obywatelskiego, czyli zawiadomieniem odpowiednich służb czy organów o prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa lub wykroczenia. W państwie prawa każdy jego obywatel po powzięciu informacji o jego łamaniu ma obowiązek poinformować odpowiednie instytucje o tym fakcie. W państwie prawa wszelkie akty prawne mają być logiczne, zwięzłe i nie pozwalające na dowolną interpretację. W państwie prawa także przepisy prawne mają być przyjazne dla obywatela i działające na jego korzyść, a jednocześnie prawo ma być egzekwowane. Niestety jest to tylko teoria a w naszej polskiej rzeczywistości w dodatku utopia.

          Co w zamian tego mamy w naszym kraju, moc niespójnych i niezrozumiałych przepisów, często napisanych wbrew zdrowemu rozsądkowi, które co gorsza trwają, trwają i trwają i obrastają coraz bardziej kuriozalnymi wyrokami sądowymi. Mamy też społeczeństwo, które po doświadczeniach z czasów komuny, okupacji i zaborów wręcz nienawidzi wszelkiego rodzaju donosicielstwo bez względu na powód. Jako naród nie tolerujemy ludzi, którzy nieraz w dobrej wierze próbowali informować o łamaniu prawa i chyba długo jeszcze tej awersji nie pozbędziemy się. Zastanówmy się na przykładzie budowy drogi Krościenko-Stebnik z czym mieliśmy do czynienia. Czy osoba, która poinformowała służby wojewody o nieprawidłowościach przy budowie tej drogi spełniła obywatelski obowiązek czy uprzejmie doniosła. Odpowiedź nie jest ani łatwa, ani jednoznaczna, ponieważ dotyka dwóch sfer: praworządności oraz współżycia społecznego.

          Sprawę praworządności, obowiązku stosowania przepisów prawa oraz ich egzekwowania nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował. Według starej rzymskiej zasady: dura lex, sed lex (twarde prawo, ale prawo) prawa powinniśmy zawsze przestrzegać bez względu na to jakie surowe kary i obowiązki na nas nakłada. W świetle tej rzymskiej maksymy postępowanie osoby, która poinformowała Wojewodę o nieprawidłowościach przy przebudowie drogi powinno być ze wszech miar chwalebne, ponieważ spełniła ona swój obywatelski obowiązek. Nie ważne przy tym są intencje jakimi ona się kierowała, nieważne jest to, że najbardziej ucierpią mieszkańcy gminy. Ważne jest, że prawo zadziałało i jest egzekwowane.

          Zupełnie inaczej wygląda sprawa drogi, gdy będziemy ją rozpatrywać z punktu widzenia mieszkańca gminy. Co otrzymuje przeciętny obywatel gminy z faktu poinformowania wojewody o nieprawidłowościach? Otóż poza tzw. moralnym zwycięstwem to ma tylko straty. Zwrócona dotacja do budżetu państwa w kwocie 2 mln złotych spowoduje o tyle uszczuplenie wydatków inwestycyjnych w budżecie gminy. Ponieważ wydatki bieżące są nie do ruszenia, to jedynym wyjściem z sytuacji jest zmniejszenie wydatków na przebudowę dróg, budynków użyteczności publicznej czy remontów. Kto na tym straci? Oczywiście mieszkańcy.
 
          W czasie mojej samorządowej pracy wiele razy się zdarzało, że pod koniec roku jakaś gmina czy powiat dostały pieniądze, które należało wykorzystać do końca roku budżetowego. Przepisy dotyczące wydatkowania przekazanych dotacji do 31 grudnia niejednokrotnie zmuszały samorządowych włodarzy do ryzykownych posunięć podobnych jak w gminie Ustrzyki Dolne. Gmina czy powiat, gdy nie do końca zrealizowały zakres planowanych zadań ze względu np. na warunki atmosferyczne (bo w październiku spadł śnieg i nie zszedł aż do wiosny) przyjmowała faktury za całość robót, płaciła je i rozliczała całą dotację natomiast wiosną roboty były kończone lub dopiero wtedy odbywał się faktyczny odbiór końcowy prac. Samorząd, aby nie zwracać dotacji ryzykował sankcjami w postaci odsetek karnych i zarzutami o naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Czy ktoś coś ukradł, sprzeniewierzył pieniądze w takim przypadku? Chyba nie, ale do takiego działania tych samorządowców zmuszały i zmuszają do dziś nieżyciowe i wbrew logice pisane przepisy prawne. Wystarczyło przecież aby dopisać możliwość aneksowania wykorzystania dotacji z przyczyn niezależnych od inwestora np. do 31 maja następnego roku. Wtedy nikt nie musiałby kombinować, oszukiwać i liczyć na to, że się uda. Jak pokazuje przykład gminy Ustrzyki Dolne nie zawsze się udaje.

           Pytanie postawione w tytule zostanie bez odpowiedzi, ponieważ każdy z osobna musi sobie sam w swoim sumieniu odpowiedzieć jak by postąpił w sytuacji opisanej w artykule. Nie mam zamiaru nikogo potępiać za to, że postąpił zgodnie z przepisami, ale też bardzo mi żal, że te 2 mln zamiast zostać w budżecie gminy będą musiały wrócić do budżetu państwa. Jedynym pocieszeniem w tej całej sprawie jest to, że drogi Stebnik – Krościenko została pięknie odbudowana i będzie przez lata służyć mieszkańcom i turystom.
Ewa Sudoł

Czy wilki w Bieszczadach nadal powinny być pod ścisłą ochroną? 14-02-2019r.

            Do wczoraj, pomimo że mieszkam całe życie w Bieszczadach wilki nigdy jakoś nie budziły mojego większego zainteresowania. Wprawdzie gdzieś tam czytałam, że wilk zjadł owce, poszarpał jałówki czy zagryzł psa na łańcuchu przy budzie. Czytałam te informacje i tłumaczyłam sobie pewnie tak jak większość, że owce może były źle zabezpieczone albo ktoś nieodpowiedzialny psa na łańcuchu gdzieś w polu trzymał. Patrzyłam na te przypadki przez pryzmat teorii wtłaczanych nam latami przez ekologów, że przecież wilki trzeba chronić, bo to starsi bracia naszych przyjaciół psów, zwierzęta niezwykle mądre i bardzo potrzebne w ekosystemie. Powiem szczerze, że jak oglądałam filmy przyrodnicze z wilkami w roli głównej, zachwycałam się nimi jakie one piękne, dumne i inteligentne. Całe te moje infantylne zachwyty wilkami pękły w jednej chwili, gdy pożarły mojego psa, maleńką Lusię, którą w czerwcu 2017 roku przyprowadziłam do domu ze schroniska.

          Lusia i Maks to psy, które po śmierci naszego kaukaza też Maksia wzięliśmy dla naszego autystycznego syna, aby zbyt mocno nie odczuł straty swojego przyjaciela, z którym wychowywał się od urodzenia. Okazało się, że podbiły one nasze serca tak mocno, że dziś, gdy Lusia zginęła zagryziona przez wilki płaczemy za nią jak za kimś z rodziny. Maksiu drugi pies, który jej towarzyszył w ogrodzie i był świadkiem jej śmierci dziś również przeżywa traumę. Leży cały dzień w domu na swoim legowisku i nawet na podwórko nie wychodzi. To całkowicie sprzeczne z jego naturą i charakterem.

          Nasze psy całymi dniami biegały po podwórku i ogrodzie, do domu przybiegały, aby coś zjeść albo się napić. Uwielbiały się między sobą przekomarzać, bawić i obszczekiwać wszystkich, kogo wypatrzyły za ogrodzeniem. Do domu przychodziły pod wieczór, ale przed spaniem zawsze jeszcze wybiegały na zewnątrz, aby oblecieć całą posesję, posprawdzać, czy przypadkiem ktoś obcy nie naruszył ich terytorium. Robiły tak codziennie aż do wczoraj, gdy do drzwi mojego domu zaczął dobijać się przestraszony Maks. Wtedy od razu pomyślałam, że stało się coś złego, bo Maks jest sam i ewidentnie przerażony. Zaczęliśmy nawoływać a potem szukać Lusię, niestety do północy Lusi nie znaleźliśmy.
          Dopiero dziś mąż obszedł cały ogród i łąkę i znalazł na niej ślady dwóch wilków, co już pozbawiło nas złudzeń, że Lusia żyje. Zapytacie po co o tym piszę, przecież w Bieszczadach wilki niejednego psa zagryzły, że nie wspomnę o owcach czy koniach. Tak to prawda, wilki w Bieszczadach wiele szkód wyrządziły, ale dopiero jak nas osobiście dotyka takie zdarzenie dopiero wtedy wiemy co czują mieszkańcy naszego regionu w takiej sytuacji. Żal za straconym zwierzęciem, złość na państwo i reguły przez niego ustalane i nienawiść do wilka, że zabił naszego przyjaciela. Wtedy dopiero zaczyna się stawiać pytania: jak to możliwe, że wilki tak blisko podchodzą do naszych domów, że nie czują żadnego strachu przed ludźmi. Dlaczego mieszkając od urodzenia w Bieszczadach dopiero od kilku lat słyszy się coraz głośniej o strachu ludzi przed wilkami. Dlaczego tak diametralnie odmieniły się role, że dobro wilka stawia się przed dobrem człowieka?

          Śmierć naszej małej Lusi bardzo nami wstrząsnęła, na pewno długo po niej będziemy jeszcze rozpaczać, ale strach o drugiego psa i obawa o bezpieczeństwo naszego chorego syna czy wnuka będzie nam już towarzyszył zawsze. Ktoś powie, że histeryzuję, że przesadzam, ale mieszkając w miejscu, gdzie wilki zaczynają walczyć o dodatkowe terytoria z ludźmi nie napawa to optymizmem. Szkoda, że w naszym kraju mamy zwyczaj popadać z jednej skrajności w drugą a nie potrafimy znaleźć złotego środka. Taką skrajnością jest całkowita ochrona wilka czy niedźwiedzia co powoduje nadmierny wzrost populacji tych zwierząt, ponieważ w naszych warunkach nie mają one żadnych naturalnych wrogów. Z różnych danych statystycznych wynika, że na terenie Bieszczad, o obszarze mniej więcej 2000 km2 żyje około 300 do 350 wilków, czyli około sześćdziesięciu kilku watach. Biorąc pod uwagę, że do życia jednej watahy potrzeba od 150-200 km2 powierzchni to już z tych danych widać, że na naszym terenie zagęszczenie watah wilczych jest zbyt duże w stosunku do zajmowanego obszaru.

          Dlatego niech mnie nawet nikt nie próbuje przekonywać, że wilki powinny być w Bieszczadach objęte całkowitą ochroną. Liczba tych drapieżników z roku na rok będzie się zwiększała a one w poszukiwaniu łatwego jedzenia będą coraz częściej schodzić do naszych wsi i miasteczek. Na razie zabijają zwierzęta domowe, ale staje się to coraz częściej, przestają im przeszkadzać ogrodzenia a widok człowieka nie budzi w nich strachu, wręcz przeciwnie to my ludzie zaczynamy się ich bać. Rozumiem potrzebę ochrony zagrożonych gatunków i ją popieram, ale zadaniem państwa jest określenie granicy, kiedy ta ochrona przestaje obowiązywać. Skoro człowiek raz naruszył równowagę w przyrodzie to przyroda sama do tej równowagi nie wróci, nie liczmy więc na to, że wilki same ograniczą swoją liczebność. One za wszelką cenę będą chciały powiększać swoje terytoria kosztem ludzi, bo taka jest ich natura, ale człowiek po to został obdarzony rozumem, aby nad tym zapanował poprzez jego redukcję, aby przestał zagrażać bezpieczeństwu ludzi.

           Jeszcze jedną refleksją podzielę się na koniec, po mojej Lusi pozostanie nam kilkadziesiąt fotografii i żal za poczciwą psiną. Wyobraźnia jeszcze długo będzie podsuwać obrazy w jaki dramatyczny sposób zginęła rozszarpana przez wilki i poczucie bezradności, że nie mogliśmy jej pomóc. Dlatego nigdy nie pogodzę się z tym, że my ludzie i zwierzęta domowe jak psy, konie, owce mamy o wiele mniejsze prawa niż wilki. Wilkom wolno zabijać a my możemy się temu tylko przypatrywać, głupie prawo nawet nie daje nam możliwości obrony. Przecież za zabójstwo człowieka w niektórych krajach nadal ludzi skazuje się na śmierć a w Polsce wilk może pogryźć dzieci (coś bardzo szybko ten temat został porzucony przez media), zabić psa, zagryźć owce i co? I nic, nawet gdybyśmy mieli broń i wilka na celowniku, my nie możemy zrobić nic. Prawo chroni wilka w każdej sytuacji, na jego odstrzał wydawany w wyjątkowych sytuacjach czeka się miesiącami i od odwagi urzędnika zależy, czy ta zgoda będzie wydana.

           Czekam, kiedy wreszcie nastąpi przebudzenie, kiedy przestaniemy my ludzie ulegać wpływom nawiedzonych lekkoduchów, celebrytów czy polityków szukających łatwego poklasku i będziemy w głupi sposób chronić niektóre zwierzęta zapominając o człowieku. Rozumiem obronę zwierząt przed znęcaniem się nad nimi, ale nie rozumiem tych wszystkich absurdalnych zakazów, których powstaje coraz więcej w imię ochrony jakiegoś gatunku. Pytam więc tych wszystkich, którzy bronią zwierząt, kiedy dostrzegą fakt, że obrony przed dzikimi zwierzętami potrzebuje człowiek?
Ewa Sudoł

Odpowiedź do tekstu Nauczycielu,czy było warto?
 19-04-2019r.

            Zobaczyłem. Przeczytałem i ..oniemiałem. Wydawało mi się, że osoba będąca kiedyś organem prowadzącym myśli inaczej. Bo co nowego w tym tekście ? Ano przytoczone połajanki jakie spotkać można w każdym prawie tekście usłużnych dziennikarzy tzw „narodowej” telewizji czy którejś z tzw narodowych gazet. Maraton dobrych rad, odwołanie się do etosu, uświadamianie jakim to wielkim złem jest Związek Nauczycielstwa Polskiego i jego przewodniczący którzy uknuli oto spisek przeciwko rządowi. Leci to dalej tekstami Zalewskiej, Szydło i Czarneckiego. Brakuje mi tylko odwołania się do judaszowych srebrników o jakich pisał niejaki katecheta licealny, nazwiska nie przywołuję, by tego koryfeusza intelektu nie reklamować. Coś tam może w życiu przeczytał, z łaciny coś tam zapamiętał i z dumą, by dodać swym wypocinom patosu, przytacza non possumus. Jeszcze niech spali obrazoburcze książki.

           Pisze Pani „ Ostatnie sondy przeprowadzone przez jedną z rozgłośni mówią nawet o 93% niezadowolonych z trwającego strajku nauczycieli. ..Pomijam fakt, że na wyższe podwyżki brak jest pieniędzy w budżecie, a po lepsze zarobki stoją już w kolejce inne grupy zawodowe.” Czy tzw. narodowe media choć raz pokazały manifestację w której rodzice i uczniowie popierają strajk nauczycieli, czy choć raz zatrzymały się rzeczowo nad postulatami nauczycieli a przecież im nie tylko o podwyżkę wynagrodzeń chodzi. W każdym rządowo-partyjnym przekazie są tylko oburzenia. Jak oni śmieli się zbuntować, przecież mają żyć misją, etosem, czekać posłusznie w kolejce aż ktoś pewnie sobie o nich nie przypomni.. a najpewniej zapomni o składanym im obietnicom. W sytuacji kiedy źle wynagradzani nauczyciele widzą jak lekką ręką rozdaje się w ciągu 5 minut kilkadziesiąt miliardów złotych, bo tak umyślił sobie „wódz” by wygrać europejskie wybory, to niby czemu mieli milczeć - oni, najliczniejsza z wykształconych grup zawodowych. Grupa poddana w ostatnich latach totalnemu i bezmyślnemu poniżeniu. Bo jak inaczej nazwać wprowadzenie nowego systemu oceniania nauczycieli, kiedy po kilku miesiącach, sami autorzy, czyli minister od oświaty Zalewska i jej urzędnicy, nie bardzo wiedzieli jak go realizować. A teraz chyłkiem wycofywanie się z niego ogłaszane jest jako wielki sukces i sukces jednego ze związków nauczycielskich, który ponoć to wywalczył. Zalew regulacji prawnych: ustawa do ustawy i rozporządzeń do rozporządzeń w których zmieniono jedno słowo, przecinki, byle było nowe a nie poprzedniej władzy. Ostatni już nie śmieszny ale rzewny przykład, to nowe rozporządzenie MEN z 2 kwietnia, które powstało w odpowiedzi na akcję strajkową: w komisjach strażacy, księża, leśnicy kiedy wcześniej przez kilka miesięcy szkolono egzaminatorów. I prawo, które jasno wskazuje, kto jest nauczycielem. I kto je złamał ? .. Ubeczałem się dzisiaj słysząc kuratorkę z Krakowa, która mówi, że nie będzie reagować jeżeli uchwałę o promowaniu podejmie tylko dyrektor lub kilku nauczycieli. Ustawa mówi przecież wyraźnie, że uchwała rady pedagogicznej jest ważna, jeżeli uczestniczy w niej przynajmniej połowa członków. I to mówi urzędnik państwa zobowiązany do przestrzegania prawa! Śmiać się czy płakać !?? . Brak stabilności w polskiej oświacie wykańcza nauczycieli i nie jest w interesie uczniów. I można mieć, jak Pani radzi, laptopy, nowoczesne pomoce, ale bez określenia czego chcemy uczyć, całe to oprzyrządowanie funta kłaków warte. Najważniejszy jest człowiek ..nauczyciel, wychowawca.

           Pisze Pani aby spróbować stworzyć taki model szkolnictwa, pod którym nauczyciele, uczniowie i rodzice podpiszecie się obydwoma rękoma. To już było! Nauczyciele mówili, pisali ale nikt ich uwag nie słuchał. A w efekcie mamy na wariackich papierach robioną reformę z likwidacją gimnazjów w trakcie cyklu edukacyjnego. Toż to przecie wariactwo jakiego świat nie widział. Podstawa programowa pisana na kolanie przez przypadkowych ludzi, bo przecie sami nie chcieli się chwalić a i ministerstwo od edukacji nie raczyło ich ujawniać, wprowadzana bez jakichkolwiek konsultacji, zapytania. Wtłoczenie programu nauczania gimnazjum w 2 klasy szkoły podstawowej. I to ją mają realizować nauczyciele .. takie prawo i obowiązek. A we wrześniu spotkają się w szkołach średnich 3 roczniki: ten który wcześniej poszedł do klasy I, absolwenci gimnazjum i klasy VIII, każdy ma inna podstawę programową i dla każdego trzeba będzie w szkole średniej innego cyklu kształcenia .. Podstawy programowe, reforma i jej koszty, wszystko było „konsultowane, policzone, przedyskutowane itp. Itd. ” jak mawia ministrowa od oświaty. Uczestniczyłem w kilku tych spotkaniach, pusty śmiech, bo to było pustosłowie, słowotok: przygotowaliśmy, sprawdziliśmy…itp. itd. Na każde pytanie była odpowiedź w postaci przytoczenia raz jeszcze owego słowotoku jak wyżej.

          Na kogo to wszystko spadło i spada ???? Na rządzących, którzy nie przyjmują żadnej rady czy krytyki? Kto stoi przed uczniem, rodzicami ?? Minister, kurator ???, Niee !!!, bo przed uczniem i rodzicami stoi nauczyciel, wójt, burmistrz, starosta. Wójtowie i burmistrzowie już oberwali finansowo, bo przekształcenia szkół sporo ich kosztowały. Tak ta reforma była „ policzona” a sama ministrowa gadała przecie „nie przewiduję dodatkowych kosztów dla samorządów”. Starostowie oberwą teraz, bo przecież dla każdej z tych grup trzeba będzie osobnego oddziału, niewiele uda się tutaj połączyć. A klasa 24 osobowa kosztuje dużo mniej niż 15-16 osobowa, a takie będzie trzeba utworzyć kiedy będą chętni do nauki. Czy wszyscy znajdą miejsca w wymarzonych szkołach ? Nie ma takiej możliwości !!!! Ucierpi na tym poziom nauczania i sama młodzież gdyż część będzie musiała zadowolić się szkołami w których akurat będą miejsca. To pogwałcenie konstytucyjnego prawa do nauki. Nikt nie zrobił bilansu gimnazjów przed deformą i nikt nie zrobił symulacji co będzie po. Wypowiedzi polityków na ten temat, to bajki stulane na użytek ciemnego ludu. Przypomina mi to .. sowiecką metodę rozminowanie przy pomocy tyraliery żołnierzy. Wpieriod !!! ..i jakoś to będzie, iluś tam dojdzie. Najważniejsze w każdym zawodzie jest wynagrodzenie. Przykładem niech będą politycy, tej opcji rządzącej w szczególności. Pracować można też na różnym poziomie. A o poziomie edukacji decyduje rząd, określając pobory nauczycieli. Na przykład jeśli chce się grać piłkę na wysokim poziomie i mieć świetną drużynę piłkarską, to… zatrudnia się Messiego, Ronaldo, Lewandowskiego...za stosowne pieniądze. Ale jeśli jest nieważne jaki ma być poziom naszej drużyny, to płaci się grosze i zatrudnia trampkarzy. Jeśli chce się edukacji na poziomie, trzeba zawodowcom płacić i to niemało. Tak jak ten piłkarski system, działa system oceniania nauczycieli i awansu zawodowego. Coraz bardziej brakuje wśród tej grupy zawodowej mężczyzn, bo to najczęściej ich zarobki są podstawą utrzymania rodziny, a tej etosem utrzymać się nie da. Odwołuje się Pani do mistrzów, nauczycielskich autorytetów. Czy dzisiaj ich nie ma ? Są. Tylko.. trudno być mistrzem z pustym żołądkiem widząc miernoty napasione na państwowo-partyjnych stołkach. ( nazwiskami można wypełnić kilka stron) Mówi Pani „Nie trzymajcie się kurczowo Karty Nauczyciela, bo ona nie pomaga wam, ale tylko konserwuje całe to dziadostwo, z którym mamy do czynienia w szkołach i daje nadmierną władzę związkom zawodowym a nie wam nauczycielom. Próbujcie stworzyć sami przyzwoity system wynagradzania, awansowania i warunków pracy”. Czy to nauczyciele są winni tego dziadostwa ? Karta Nauczyciela jest całkiem przyzwoitym dokumentem tylko - tylko niech będzie stosowana a nie zmieniana wedle wiatru jaki rządzącym zawieje. Pensum .. to chyba najbardziej kłuje w oczy. Tylko ilu jeszcze nauczycieli pracuje na 18 godzinnym pensum. Tylko Ci w największych szkołach!. Reszta ma pensum o wiele wyższe nawet 24-26 godzinne i nie ma tutaj godzin ponadwymiarowych. Szanowna ministrowa ani razu w swoich antynauczycielskich wypowiedziach nie wspomniała o pensum uśrednionym. Druga sprawa, to niech ktoś wytrzyma dziennie 5 godzin przy tablicy! A tak przecież wyglądają lekcje matematyki, języków i wielu innych przedmiotów. A nauczanie początkowe to myślicie łatwiejsze? Pierwszoklasiście można coś zadać do przeczytania na zajęciach by siedział cicho? Trzeba mieć cały czas napiętą uwagę, dać upust jego ciekawości, aktywności. Jeżeli ktoś nie wierzy niech weźmie sobie 5-10 dzieciaków i spróbuje z nimi popracować cały dzień, i tak systematycznie przez kilka dni, i oczywiście jeszcze tak, by czegoś je nauczyć. Tym największym krzykaczom polecam.

          Siądźcie do stołu z rządem .. Wczorajsze – czwartkowe rozmowy były, tylko o czym tu rozmawiać jeżeli nie pojawiły się żadne nowe propozycje ze strony rządowej. Słowa Szydłowej .. na stole propozycje rządu i macie je przyjąć .. powtarzane wielokrotnie . Zwiększone pensum o 2 godz tygodniowo (8 miesięcznie) i 125 zł podwyżki. To nie podwyżka, a należność za dodatkowe godziny! Poza tym, to wychodzi stawka minimalna 15.62 za godzinę. Propozycje rządu to kpina!. Ma chyba, jak mówił premier, wystarczyć na miskę ryżu. To są negocjacje, to są rozmowy ???!!!.. toż to tak, jak negocjować z carskim policmajstrem, który w jednym ręku trzyma nagana a w drugim nahajkę. Nawet mi się śmiać nie chce. I ten okrągły stół na temat oświaty. Larum grają. System się wali. Jak go niszczono nikogo nie słuchano. Teraz będzie wielka dysputa jak zrobić, by było normalnie i wszystko to zmierza ku temu, żeby udowodnić, że wszystkiemu winni są nauczyciele. To oni najbardziej oberwą, bo zmienione zostanie im pensum, ocenianie i system awansu oraz utrwalone zostanie to, co jest obecnie. Nikt do błędów się nie przyzna, a rządzący odtrąbią kolejny sukces, który ciemny lud kolejny raz kupi.

          Trudno powstrzymać się od ostrych ocen, nie jestem partyjny, nigdy nie byłem członkiem żadnej partii politycznej. Moje słowa są słowami osoby która była wiele lat nauczycielem, dyrektorem szkoły i zarządzającym organem samorządowym (burmistrzem i starostą) i stwierdzam jednoznacznie, że takiego bajzlu w oświacie spowodowanego przez rządzących, to jeszcze nigdy nie było.

Zygmunt Krasowski – urzędnik samorządowy zajmujący się oświatą, radny Rady Powiatu Bieszczadzkiego. 
         

Nauczycielu,czy było warto?
 11-04-2019r.

           Trwający od poniedziałku strajk nauczycieli w Polsce, wywołuje bardzo wiele emocji zarówno pozytywnych jak i tych z kategorii najgorszych, czyli złość, gniew a nawet nienawiść. Trudno wśród takiego wzmożenia zachować zdrowy rozsądek, umiar i trzeźwe spojrzenie. Politycy na czele z szefem ZNP w imię walki politycznej celowo i cynicznie podgrzewają nastroje wśród nauczycieli, rodziców i uczniów. Granie uczniami, szantaż egzaminami u coraz większej liczby Polaków wzbudza gniew, który najczęściej skierowany jest na nauczycieli. Ostatnie sondy przeprowadzone przez jedną z rozgłośni mówią nawet o 93% niezadowolonych z trwającego strajku nauczycieli. Oczywiście fakt ten jest skrupulatnie wykorzystywany przez rządzących, bo daje się zaobserwować dosyć mocne usztywnienie stanowiska rządu w sprawie żądań płacowych ZNP. Pomijam fakt, że na wyższe podwyżki brak jest pieniędzy w budżecie, a po lepsze zarobki stoją już w kolejce inne grupy zawodowe.

          W swoim komentarzu chciałabym skupić się na innym aspekcie strajku nauczycieli niż tylko tym ekonomicznym. Zastanawiam się jak będą wyglądać pokoje nauczycielskie po zakończeniu strajku, bez względu na jego wynik. Jak będziecie siedzieć w jednym pomieszczeniu, na dużej przerwie, gdy koleżankę z naprzeciwka nazwaliście łamistrajkiem, podczas gdy ona uratowała prestiż waszego zawodu, zabezpieczając egzaminy gimnazjalne czy potem dla ósmoklasisty? Jak popatrzycie w oczy koledze z boku, którego obraziliście swoim niegrzecznym i niegodnym zawodu nauczyciela zachowaniem podczas strajku, nie odpowiadając na jego dzień dobry, czy traktując go jak powietrze? Jak będziecie zachowywać się wobec siebie w Wielkim Tygodniu, gdzie zazwyczaj składacie sobie życzenia, jesteście dla siebie życzliwi, gdy w czasie strajku zastosowaliście mobbing wobec swoich kolegów nauczycieli co nie omieszkała uwiecznić na stronie tytułowej jedna z gazet? Jak będziecie się czuli, gdy zmuszając poprzez wywieranie presji na swoje młodsze koleżanki i kolegów do udziału w strajku, pozbawiacie ich środków do życia i spędzania Świąt za pożyczone pieniądze?

          Czy macie świadomość tego, że ci nauczyciele, którzy zabezpieczyli egzaminy uchronili was przed złością zdesperowanych rodziców i dzieci? Czy nie jest wam wstyd, że obrażacie, obmawiacie i niszczycie ludzi, dla których dobro dziecka i ucznia ma większe znaczenie niż dodatkowe pieniądze? Czy naprawdę uważacie, że te szopki, którymi chwalicie się w mediach społecznościowych typu piosenki o krowach, czarne stroje i infantylne hasła zwiększają wasz autorytet u rodziców i uczniów? Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że na portalach społecznościowych powstają już grupy, które wspólnie ustalają sposób przeprowadzenia spraw sądowych przeciwko wam o naprawienie szkody z powodu nieprzeprowadzonych egzaminów? Czy jesteście pewni, że związki i politycy, którzy dziś namawiają was do strajku, będą przy was stali również na salach sądowych, czy potraktują was w myśl zasady murzyn zrobił swoje, murzyn może iść.
             Takich pytań mogę zadać jeszcze kilkanaście, ale o jedno muszę was spytać: czy naprawdę nie czujecie się zmanipulowani i wykorzystani przez polityków, centrale związkowe i lokalnych szefów związkowych, czy nie widzicie niestosowności swoich żądań, gdy inni pracownicy tzw. budżetówki dostali po wielu latach podwyżki rzędu dwustu, trzystu złotych a niektórzy wcale, bo nie mają takiej siły przebicia jak wy? Dlaczego chcecie być traktowani lepiej niż inni, dlaczego wymagacie specjalnego traktowania waszego zawodu, skoro jego prestiż sami obniżacie od lat? Dlaczego wszyscy mają dostać jednakowe podwyżki, skoro wielu spośród was nigdy nie powinno być nauczycielami, bo albo nie ma do tego odpowiednich predyspozycji albo zwyczajnie im się nie chce. Dlaczego dobrzy, nieraz bardzo wybitni nauczyciele mają mieć taką samą pensję jak ci którzy szkołę traktują jak zło konieczne? Dlaczego nadal chcecie stosować zasadę wszystkim po równo zamiast czynnie się włączyć w proces przekształcania systemu oświaty i stworzenia takich regulacji płacowych, aby ci najlepsi zarabiali dużo a tym, którym się nie chce, aby odchodzili z zawodu? Ilu z was tak naprawdę wybrało zawód nauczyciela z powołania, z chęci uczenia i wychowywania młodych ludzi a ile trafiło do tego zawodu z przypadku?

          Na koniec jeszcze jedną refleksją chcę się podzielić, jesteśmy narodem strasznych obłudników. Udajemy ze strachu o nasze dzieci jak to bardzo szanujemy nauczycieli a tak naprawdę większość rodziców w czambuł potępia ich metody wychowawcze i sposób uczenia. My rodzice też jesteśmy winni temu, co dzieje się w szkołach. Nie potrafimy walczyć o dobrych nauczycieli a złym i nierzadko złośliwym, którzy potrafią piekło zgotować naszym dzieciom nie potrafimy się przeciwstawić. To, że nasze szkoły źle uczą to wiemy od dawna, rosnąca liczba udzielanych korepetycji tylko to potwierdza i nie jest to wina samych nauczycieli, ale systemu. Ubolewam nad tym, ponieważ nauczycielką jest moja córka i mój brat, a w środowisku nauczycielskim mam wielu znajomych, koleżanek i kolegów, którzy są świetnymi pedagogami i nauczycielami.

           Widzę jak często szarpią się i walczą z tą całą niemożnością a nieraz i głupotą systemu oświatowego, jak sfrustrowani i zniechęceni nie tylko płacami, ale zbędną biurokracją, absurdalnymi żądaniami rodziców tracą chęć i siłę do pracy w tym zawodzie. Dlatego drodzy nauczyciele apeluję do was, do tych wszystkich, którzy w dobrej wierze chcieli zademonstrować swoje poparcie dla wyższych wynagrodzeń, zaprzestańcie tego protestu. Nie róbcie krzywdy dzieciom i młodzieży, bo możecie już nigdy nie odzyskać ich zaufania, jeżeli oni u progu do dorosłego życia lub w drodze do następnego etapu edukacji przez was nie dotrą tam o czasie.

          Nie myślcie tylko o swoich potrzebach finansowych, ale pomyślcie o tym jak zmienić nasz system edukacji, czym zastąpić wszechobecną i ogłupiającą testomanię. Nie trzymajcie się kurczowo Karty Nauczyciela, bo ona nie pomaga wam, ale tylko konserwuje całe to dziadostwo, z którym mamy do czynienia w szkołach i daje nadmierną władzę związkom zawodowym a nie wam nauczycielom. Próbujcie stworzyć sami przyzwoity system wynagradzania, awansowania i warunków pracy. Nie brońcie się przed wyższym pensum, bo ono jest nie do obrony. Walczcie natomiast o godziwe warunki pracy, pomoce dydaktyczne, bezpłatne szkolenia czy potrzebne wyposażenie (laptopy, tablety) bo to uprości i odbiurokratyzuje waszą pracę. Zakończcie ten strajk i siądźcie do stołu z rządem, aby spróbować stworzyć taki model szkolnictwa, pod którym wy, uczniowie i rodzice podpiszecie się obydwoma rękoma. Być może jest to jedna z niewielu okazji, kiedy to wasze zdanie będzie wysłuchane a nie urzędników teoretyków. Nie zmarnujcie tego.

Ewa Sudoł

Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe tak, ale dlaczego w Sanoku?                    29-01-2019r.

          Utworzenie Bieszczadzkiego Pogotowia Ratunkowego z siedzibą w Sanoku planowane było przez Wojewodę od kilku lat. W okresie, gdy jeszcze pracowałam w ustrzyckim szpitalu temat ten powracał kilkakrotnie, ale na szczęście dla szpitala nigdy nie doszedł do skutku. Obecnie sytuacja zaczyna się zmieniać na niekorzyść szpitali ustrzyckiego, leskiego i brzozowskiego a także sanockiego. Zdaniem Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie pogotowie ratunkowe powinno zostać wyłączone ze struktur szpitali powiatowych a na ich miejsce ma powstać jedna jednostka o nazwie Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe SP ZOZ w Sanoku.

          Takie rozwiązanie moim zdaniem i chyba wszystkich myślących dyrektorów szpitali powiatowych i zarządów powiatów spowoduje bardzo duże problemy finansowe i organizacyjne w tych jednostkach. Zacznijmy o problemach finansowych i z czego one wynikają. Ratownictwo medyczne jest jednym z niewielu bardzo dobrze finansowanych kontraktów medycznych zawieranych przez szpitale powiatowe z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wprawdzie środki pochodzą z dotacji Wojewody, ta jednak pochodzi z budżetu państwa jak i reszta środków przekazywanych przez NFZ i to pozwala szpitalom traktować te środki jako własne a poczynione oszczędności na ratownictwie mogą być przekierowywać na inne potrzeby szpitala. W przypadku takich szpitali jak Ustrzyki Dolne czy Lesko są to bardzo wysokie kwoty w granicach pomiędzy 900 tys. zł a 1 mln. zł rocznie. O szczegółowe informacje w tych sprawach zadałam pytania do Starostwa Powiatowego w Lesku i Ustrzykach Dolnych.

              Tyle właśnie w przypadku tych dwóch szpitali braknie pieniędzy na podstawową działalność medyczną, gdy ratownictwo medyczne zostanie wyłączone ze struktur szpitali powiatowych. Biorąc pod uwagę ich mizerię finansową, zabieg ten może okazać się śmiertelnie niebezpieczny i być przysłowiowym gwoździem do ich trumny. Kontrakt SPZOZ Lesko na 2018 rok wynosił 33,3 mln zł w tym ratownictwo medyczne 5,5 mln zł a SPZOZ Ustrzyki Dolne 17,8 mln zł a ratownictwo medyczne 4,5 mln zł dane podałam wg informacji dostępnych na stronach NFZ. W przypadku likwidacji pogotowia ratunkowego przy szpitalach powiatowych braknie tych pieniędzy w budżetach szpitali i możne nad nimi zawisnąć realna groźba likwidacji. Nie jest to z mojej strony żadne czarnowidztwo tylko realna ocena sytuacji.

          Dlaczego rozpisuję się tyle o finansach szpitali, otóż dlatego, że już raz ze szpitali wyprowadzono bardzo dochodową działalność medyczną jaką jest podstawowa opieka zdrowotna. Rozdzielenie tych działalności pomiędzy sektor publiczny i prywatny siłą rzeczy rodziło pokusę przerzucania części kosztów z podstawowej opieki zdrowotnej na szpitale co dodatkowo osłabiało ich kondycję finansową. Obecnie, gdyby zrealizowano ten niefortunny pomysł z wyprowadzeniem ratownictwa medycznego ze szpitali powiatowych, może to się skończyć dla nich katastrofą finansową. Nie ma żadnych informacji czy NFZ ewentualnie Wojewoda zaproponuje szpitalom inne dodatkowe środki finansowe na ich podstawową działalność medyczną zresztą w obecnym stanie prawnym nie ma takiej możliwości.

            Przeciwko wyprowadzeniu ratownictwa medycznego ze szpitali powiatowych przemawiają również względy organizacyjne. Według dzisiejszych przepisów mamy taką sytuację, że karetki pogotowia jeżdżą tylko i wyłącznie na wezwanie w stanach ostrych. W szpitalach obok tych karetek muszą funkcjonować tzw. karetki transportowe, które służą przewożeniu chorych na badania specjalistyczne, w wyjątkowych przypadkach ze szpitala do domu i przewożą chorych ze szpitala powiatowego do szpitala specjalistycznego. Opiszę krótko jak wygląda codzienność w takim szpitalu powiatowym jak np. Ustrzyki Dolne czy Lesko. Ze względu na dosyć rozległy teren działania tych szpitali w ciągu dnia do 15 -ej oprócz karetek systemowych (pogotowia) w szpitalu są co najmniej 2 karetki transportowe i zazwyczaj one wystarczają. Zdarzają się jednak sytuacje, które, jeżeli można tak powiedzieć każdemu dyrektorowi szpitala mrożą krew w żyłach.

          Jedną z takich sytuacji opiszę, aby można było łatwiej zrozumieć, dlaczego ratownictwo medyczne powinno być w strukturach szpitala i dlaczego w tym względzie powinny się zmienić przepisy. Zdarzenie miało miejsce kilka lat temu, gdy pełniłam obowiązki dyrektora SPZOZ w Ustrzykach Dolnych. Wracając około godziny 17 -ej po pracy do domu, otrzymałam dramatyczny telefon ze szpitala, że potrzebny jest natychmiastowy transport dziecka w ciężkim stanie do szpitala specjalistycznego w Rzeszowie. Dzwoniąca lekarka poinformowała mnie, że jedna karetka transportowa pojechała z chorym z zawałem do szpitala w Sanoku a druga pojechała do Przemyśla z dzieckiem mającym duży uraz głowy. Przywiezione w międzyczasie do szpitala dziecko przez pogotowie ratunkowe nie można było przewieźć do szpitala specjalistycznego, bo zabrakło karetek transportowych.

            Natychmiast wykonałam telefon do Pogotowia Lotniczego z prośbą o wykonanie pilnego transportu do Rzeszowa. Niestety po kilku minutach oddzwoniono do mnie, że nie mogą przyjąć mego zlecenia ze względu na zbyt niski pułap chmur. Zdesperowana wykonywałam następne telefony do Centralnej Dyspozytorni Medycznej w Sanoku z prośbą o możliwość skorzystania z karetki systemowej, ponieważ na oddziale dziecięcym umierało nam dziecko. Ponad pół godziny trwało przekonywanie Pani dyspozytorki do udzielenia zgody na transport tego dziecka do Rzeszowa. W międzyczasie oczywiście wróciłam do szpitala i próbowałam skompletować jeszcze jedną, trzecią załogę do karetki transportowej. Zanim otrzymałam zgodę na użycie karetki systemowej udało mi się zebrać załogę do trzeciej karetki transportowej i w momencie, gdy dziecko było przenoszone na nosze zaczęło się załamywać. O jego życie walczyło czterech lekarzy, z bólem muszę to napisać, ale dziecko zmarło.

          Wtedy byłam tak zdesperowana, że gdybym nie skompletowała tej trzeciej załogi wbrew przepisom prawa użyłabym karetkę ratownictwa medycznego do transportu tego dziecka. Nie wiem, czy miało to dzieciątko szansę na przeżycie, gdyby pojechało do Rzeszowa wcześniej, ale wiem jedno, że absolutnie nie miało ono prawa umrzeć w naszym szpitalu, gdy pod oknami szpitala w tym czasie stały karetki systemowe. Absurdalne przepisy dotyczące ratownictwa medycznego już istniejące dostarczają dyrektorom szpitali w takich sytuacjach jak opisałam wyżej mnóstwo kłopotów i dylematów czy postąpić zgodnie z prawem czy złamać głupi przepis i ratować życie ludzkie. Wyprowadzenie pogotowia ratunkowego ze szpitali powiatowych jeszcze bardziej tę sytuację skomplikuje.

          Wtedy dyrektor już nic nie może zrobić w takim przypadku jak opisałam wyżej, ponieważ dysponentem i pracodawcą dla zespołów ratowniczych jest inny podmiot. Nie życzę nikomu, aby ktoś z jego rodziny znalazł się w takiej sytuacji jaką opisałam a dyrektor szpitala zamiast pomagać będzie rwał włosy z głowy z bezsilności. Nikt z nas nie chce być pacjentem, którego doskonale zorganizowane, wyodrębnione Pogotowie Bieszczadzkie będzie woziło pomiędzy szpitalami a obciążone SOR-y nie będą go w stanie przyjąć. To co jest dobre w dużej aglomeracji niekoniecznie sprawdzi się w Bieszczadach.

           Dlatego gdy zaczęły dochodzić do mnie informacje, że znowu są zakusy, aby pogotowie ratunkowe wyprowadzić do Sanoka postanowiłam zabrać głos w tej sprawie. Nie wiem na jakim etapie są rozmowy pomiędzy powiatami dot. kontraktowania pogotowia przez Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe w Sanoku. Mam nadzieję, że jeszcze nie są zbyt zaawansowane, wystąpiłam z zapytaniem prasowym w tej sprawie do Starostwa w Lesku I Ustrzykach Dolnych. Mam nadzieję, że informacje jakie otrzymam będą bardziej optymistyczne niż są na chwilę obecną. Jak tylko będę coś wiedziała na ten temat z powiatów natychmiast się tym z Państwem podzielę.
                                Ewa Sudoł

„Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe tak, ale dlaczego w Sanoku?” – C.d. Odpowiedź Pana Marcina na artykuł.                            06-02-2019r.

           Po publikacji artykułu o Bieszczadzkim Pogotowiu Ratunkowym odezwało się do nas wiele osób z komentarzami i różnymi opiniami. Nie wszystkie jesteśmy w stanie opublikować, niemniej jednak najciekawsze z nich postaramy się Państwu przedstawić. Nie ukrywamy, że bardzo duże wrażenie zrobił na nas bardzo sympatyczny fragment listu do redakcji, który niech będzie zachętą do przeczytania całości.
             "Czytając ponownie Pani wpis jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu że jest to dla Pani bardzo ważny temat - przyszłość Ustrzyckiego Szpitala. Dla mnie równie ważny jest temat procesu przekształcania pogotowia ratunkowego w Państwowe Ratownictwo Medyczne."
            „Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe tak, ale dlaczego w Sanoku?” –  Odpowiedź na pytanie postawione w tytule jest prosta: (Komentarz do wpisu Ewy Sudoł „Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe tak, ale dlaczego w Sanoku?”) Ponieważ zgodnie z nowelizacją Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym z 10 maja 2018 r. powiat sanocki posiada jako jedyny powiat w bieszczadzkim rejonie operacyjnym dyspozytornie medyczną i jako jedyny może stanąć do konkursu. Należy też dodać że to zakończy sponsorowanie szpitali przez budżet Państwowego Ratownictwa Medycznego a nastąpi to 31 marca 2019 r. I tu powinienem skończyć odpowiedź ale…

             Odnoszę wrażenie że Pani Ewa z premedytacją używa określenia „ratownictwo medyczne” w całym tekście. Autorka ma prawdopodobnie na myśli „Państwowe Ratownictwo Medyczne” (PRM), ale żeby zdyskredytować wartość tej instytucji pomija słowo „państwowy”. To jest bardzo ważny szczegół, który mówi że PRM nie należy do szpitala, nie należy do powiatu, nie należy nawet do województwa. Ten szczegół mówi że zapewnienie bezpieczeństwa Polaków w stanach nagłych należy do Państwa. Równie dobrze szpital mógłby pasożytować na Państwowej Straży Pożarnej i Powiatowej Komendzie Policji. Co? Te szacowne „państwowe” instytucje nie poratują biednego szpitala…? Nie podzielą się swoim budżetem? Przecież to też są organizacje wspierające PRM!

          Pierwszy raz spotkałem się z tak dosadnym i bezpośrednim stwierdzeniem „poczynione oszczędności na ratownictwie mogą być przekierowane na inne potrzeby szpitala” (Wcześniej kryli się z takimi truizmami. Brawo za odwagę!). Tak zaplanowane wykorzystanie środków na PRM powinno być skonfrontowane z Ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Co na to Minister Zdrowia i Wojewoda – podmioty odpowiedzialne za planowanie i organizacje systemu (Rozdział 3 UoPRM)?

             Pani Ewa wychodzi też z założenia że szpitale powiatowe powinny zarabiać na „ratownictwie medycznym” bo inaczej upadną. A ja się pytam dlaczego szpital powiatowy i lokalne ZRMy wspólnie mają klepać biedę dzieląc budżet przeznaczony na PRM na pół?

          Pod płaszczykiem dbania o dobro szpitala powiatowego w Ustrzykach Dolnych kryje się wiele grzechów wobec lokalnego PRM:
• Dlaczego ratownicy medyczni pracujący w powiecie bieszczadzkim mają najniższą stawkę za godzinę wśród wszystkich ratowników medycznych pracujących w bieszczadzkim regionie operacyjnym?
• Dlaczego w ustrzyckim PRM jest największa ilość umów śmieciowych w bieszczadzkim regionie operacyjnym?
• Dlaczego ustrzycki szpital oszczędza na transportach medycznych? pracownicy na telefon? Serio?

           … Wina za tą dramatyczną sytuację opisaną w wpisie leży po stronie szpitala powiatowego w Ustrzykach Dolnych. Oszczędzanie na transportach – to jest główny grzech! Brak obustronnych umów i porozumień z ościennymi organizatorami transportu medycznego. Ile jeszcze będzie klepało się medialną mantrę że trzeba zrobić konsorcjum szpitali i nic z tym nie będzie się robiło? Jak długo dyżurujący lekarze będą musieli szantażować emocjonalnie dyspozytorów? Czyżby szpital w Ustrzykach Dolnych nie miał sobie nic do zarzucenia?

           Czy dysponentem ZRM w Ustrzykach Dolnych będzie szpital w Ustrzykach Dolnych, czy dysponentem będzie Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe…? Jakie to ma znaczenie? Zespołami Ratownictwa Medycznego od kilku lat dowodzi dyspozytor medyczny, który obecnie znajduje się w Sanoku. W niedalekiej przyszłości jedyną dyspozytornią w województwie podkarpackim będzie dyspozytornia w Rzeszowie. Prawda jest taka że Wojewoda będzie miał coraz bardziej realny wpływ na to jak działa System PRM. Co z tego że wojewódzki NFZ daje obecnie pieniądze na PRM jak wypływa połowa budżetu „na ratowanie szpitala”?

            Moim zdaniem autorka wpisu szuka pieniędzy tam gdzie nie powinna. Skoro autorce bardzo łatwo przychodzi szafowanie emocjonalnymi tematami ja też nie pozostanę dłużny… Nie życzę Pani Ewie żeby do jej rodziny przyjechali starym zdezelowanym autem przemęczeni dorabianiem ratownicy medyczni z niekompletnym lub zaoszczędzonym sprzętem.
Pozdrawiam Marcin Wojcieszak

Szkoła widmo?  25-03-2019r.

           Czytając tytuł mojego artykułu większość się zastanawia co znowu ta Sudołowa wymyśliła, pisała o polityce, pisała o sprawach społecznych, ale duchami jeszcze się nie zajmowała. Otóż znów Was zdziwię, bo sprawa, którą dziś opisuje jest bardzo przyziemna a rzekłabym nawet prozaiczna. Dotyczy ona utworzenia szkoły mistrzostwa sportowego w Ustrzykach Dolnych, której początki zaczynają się prawie dwadzieścia lat temu. Lokalni działacze sportowi, których w Ustrzykach Dolnych nie brakuje wielokrotnie podejmowali próby utworzenia takiej szkoły. W kilku przypadkach było bardzo blisko celu a raz nawet już publicznie ogłoszono powstanie takiej szkoły w Ustrzykach Dolnych, gdzie organem prowadzącym miał być Marszałek Województwa Podkarpackiego. Niestety do faktycznego powołania szkoły nie doszło w związku ze zmianą władz w urzędzie marszałkowskim.

          Mogłoby się wydawać, że ci wszyscy, którzy do tej pory zaznali tyle porażek dali sobie spokój z tą inicjatywą, bo przecież ile razy można zaczynać to samo od nowa. Nic bardziej mylnego panowie trenerzy z obecnej Szkoły Podstawowej nr 2 Narciarskiej Szkoły Sportowej dalej nie złożyli broni i po raz kolejny rozpoczęli starania o stworzenie szkoły mistrzostwa sportowego na bazie swojej szkoły. Sytuacja obecnie zaczyna im sprzyjać, burmistrz i samorząd gminny już wyraził zgodę na jej utworzenie, zostały podjęte stosowne uchwały a do finału i szczęśliwego zakończenia tej historii brakuje już tylko zgody bieszczadzkiego samorządu powiatowego na podpisanie porozumienia z gminą Ustrzyki Dolne. Porozumienie takie jest niezbędne, ponieważ zgodnie z prawem organem prowadzącym dla takiej szkoły jest samorząd powiatowy i tylko za jego zgodą gmina może taką szkołę utworzyć.

          Mam nadzieję, że Rada Powiatu wraz z Zarządem Powiatu podejmą pozytywne decyzje o podpisaniu porozumienia z gminą. Nie ma teraz żadnych przeszkód może poza ambicjonalnymi, aby taka decyzja zapadła. Ciężar finansowania tej szkoły w całości bierze na siebie gmina, więc powiat nic nie straci na takim porozumieniu. Ktoś może powiedzieć, że nasze ustrzyckie liceum straci część uczniów na rzecz nowo powstałej szkoły, ale to również jest nieprawda. Do tej pory najlepsi sportowcy wyjeżdżali z Ustrzyk Dolnych do takich szkół w Zakopanem lub Szczyrku więc i tak nie zasilali ustrzyckiego liceum. W przypadku powołania tej szkoły do Ustrzyk Dolnych oprócz naszych uczniów wywodzących się z Narciarskiej Szkoły Sportowej przybędą również uczniowie z innych szkół z Podkarpacia.

          Słyszę już te pytania na co Ustrzykom szkoła mistrzostwa sportowego, skoro jest tyle innych ważnych inwestycji i spraw do zrealizowania. Otóż tym wszystkim sceptykom odpowiadam, po to abyśmy nie tracili swoich najlepszych i największych talentów sportowych, których przez minione lata w Ustrzykach nie brakowało. Narciarska Szkoła Sportowa może pochwalić się wielokrotnymi medalistami ogólnopolskiej olimpiady młodzieży w sportach zimowych, mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych, uczestnikami mistrzostw świata juniorów czy uniwersjady. Absolwent tej szkoły uczestniczył kilkakrotnie w igrzyskach olimpijskich jako asystent trenera i serwismen w Teamie Justyny Kowalczyk.

          Brak szkoły mistrzostwa sportowego powoduje, że nie ma ciągłości szkolenia sportowego i największe talenty, które mogłyby zdobywać medale na mistrzostwach świata rezygnują z uprawiania sportu albo wyjeżdżają z terenu Podkarpacia i rozsławiają inne tereny. Utworzenie szkoły daje również dodatkowe profity dla samorządu gminnego, w postaci wyższego dofinansowania na budowę infrastruktury sportowej (np. hala sportowe, stadion zimowy, wyciągi narciarskie). Bezcenna natomiast jest promocja gminy i powiatu przez wybitnych sportowców, wywodzących się z naszych szkół i klubów sportowych, gdzie na sukcesy tych młodych ludzi także ciężko pracują trenerzy we współpracy z rodzicami. Pozostaje mieć nadzieję, że widmo szkoły mistrzostwa sportowego w końcu się zmaterializuje i przestanie być tylko mrzonką, na realizację której stracono prawie dwadzieścia lat.
Ewa Sudoł

Gryfskand w Ustrzykach Dolnych - problem ekologiczny czy polityczny? -Ewa Sudoł

           Trwający już od kilku miesięcy spór części mieszkańców Ustrzyk Dolnych z Burmistrzem Ustrzyk Dolnych o budowę przez firmę Gryfskand zakładu produkującego węgiel drzewny na terenie byłych Zakładów Przemysłu Drzewnego w Ustjanowej nie miał by miejsca gdyby gmina Ustrzyki Dolne podobnie jak wiele innych samorządów nie popełniła grzechu pierworodnego jakim było nieuchwalenie planów zagospodarowania przestrzennego. Owszem dla niektórych terenów te plany uchwalano ale częściej były one wymuszane procedurami pozyskiwania środków unijnych niż potrzebą planowanego i racjonalnego rozwoju. Ktoś może spytać co wspólnego ma plan zagospodarowania przestrzennego dla terenów po byłym PPD w Ustjanowej z budową fabryki.

          Otóż okazuje się, że ma bardzo duże znaczenie i dziś jego brak odczuwają wszyscy, nie tylko mieszkańcy ale też inwestorzy, ponieważ w planach byłyby szczegółowo określone sposoby zagospodarowania terenów nim objętych. Nie byłoby dziś takiego wzburzenia gdyby przynajmniej 10 lat temu uchwalono plan zagospodarowania przestrzennego, w którym znalazłyby się zapisy jakiego rodzaju produkcja lub usługi mogą być prowadzone na tych działkach, w jakiej odległości od tych terenów przewidziane jest budownictwo mieszkaniowe, jakie ciągi komunikacyjne będą wytyczone oraz jaka infrastruktura komunalna powstanie na tych terenach i czy w ogóle powstanie. W 1994 roku została już wprowadzona ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym która zastąpiła ustawę o planowaniu przestrzennym z 1984r. i wtedy został nałożony na samorządy gminne obowiązek sporządzenia studium uwarunkowań a następnie planów zagospodarowania przestrzennego.

          Patrząc na to ile lat już upłynęło od tego momentu, można zadać pytanie co do tej pory robiły władze gminy, że nadal na spory obszar nie ma uchwalonych planów zagospodarowania przestrzennego. Na pewno największą przeszkodą były bardzo wysokie koszty ich sporządzania ale patrząc na to, jak chaotycznie prowadzona jest zabudowa na terenie naszej gminy i pozostałych gmin bieszczadzkich to koszty np. doprowadzenia tylko podstawowej infrastruktury komunalnej do pojedynczych obiektów nieraz wielokrotnie przewyższają koszt planu na danym terenie. Bardzo wysokie koszty spowodowane zniszczeniem krajobrazu przez przypadkową zabudowę za kilkanaście lat zapłacimy wszyscy, kiedy Bieszczady nie będą słynne ze swojej niepowtarzalnej urody ale z kiczowatych a nieraz wręcz szkaradnych obiektów o których szybko chcielibyśmy zapomnieć.

          Wracając do firmy Gryfskand i emocji jakie jej towarzyszą można teraz spytać byłych burmistrzów i radnych gminy Ustrzyki Dolne dlaczego nigdy nie zdecydowali się na to, aby na teren po byłym PPD Ustjanowa oraz grunty je otaczające sporządzić plany zagospodarowania przestrzennego? Co było powodem, że na tak newralgicznym terenie nie zadbano o to aby sposób z nich korzystania był dokładnie opisany i aby nikt kto nabywał działki z nim graniczące nie był potem zaskakiwany, że będzie mieszkał w sąsiedztwie fabryki. Można dziś tylko gdybać, prawdopodobnie w sytuacji gdy PPD Ustjanowa w 1992 roku uległo likwidacji, ponad tysiąc ludzi zostało bez pracy, syndyk zaczął pozbywać się nieruchomości, z którymi nie wiedziano co zrobić a do tego część z nich została przekazana gminie, było tysiące innych ważniejszych spraw niż plany zagospodarowania przestrzennego.

          W kolejnych latach jednak powoli regulowano te sprawy, część nieruchomości gmina zagospodarowała na kotłownie centralną i była to jedna z najlepszych decyzji bo dziś miasto nie ma problemu ze smogiem, które nęka miasta mniejsze niż Ustrzyki. Budynek biurowca po zlikwidowanym Przedsiębiorstwie adoptowano na szkołę a hotel robotniczy przekształcono w mieszkania socjalne. Wtedy to był ostatni dzwonek aby te plany stworzyć tym bardziej, że potem powstała tam gminna sortownia odpadów, która też już nie bardzo pasowała do otaczających ją zabudowań. Realistycznie patrząc na dalszy rozwój sytuacji można domniemywać, że fabryka Gryfskandu powstanie, ponieważ polskie prawo stworzyło bardzo ułomną protezę w sytuacji gdy brak jest planów zagospodarowania przestrzennego a jest nim decyzja o warunkach zabudowy, która właściwe na pewno będzie pozytywna. Proces jej uprawomocnienia na pewno będzie wydłużony ze względu na skargi i odwołania mieszkańców sąsiednich działek ale do roku Gryfskand ruszy z budową fabryki.

          Pozostaje otwarte pytanie, jak żyć w sąsiedztwie takiej firmy i czy na pewno nie ma innej możliwości aby ta inwestycja nie powstała. Ruch w tej sprawie jest po stronie obydwóch samorządów zarówno gminnego jak i powiatowego. Samorządy te powinny porozumieć się pomiędzy sobą w sprawie przygotowania terenu, który ewentualnie można by zaproponować firmie Gryfskand ( wymiana gruntów) na postawienie fabryki ale w takim miejscu, które nie byłoby uciążliwe dla mieszkańców. Dramatyczne apele, powiatowe uchwały intencyjne czy nagłaśnianie sprawy w mediach nie mają żadnej wartości prawnej, własność prywatna w Polsce chroniona jest konstytucyjnie i tylko kompromis może przynieść pozytywne zakończenie.

          Odpowiedź na pytanie postawione w tytule nasuwa się sama, problem z firmą Gryfskand jest jednym z wielu, które będą musiały rozwiązywać samorządy czyli nasi lokalni politycy, których wybraliśmy do podejmowania decyzji w naszych sprawach. Rozwój Bieszczadów w dużej mierze zależy od tego jak szybko powstaną pozostałe plany zagospodarowania przestrzennego i co będzie w nich zapisane. Mieszkańcy mają prawo i obowiązek brać udział w konsultowaniu tych dokumentów i niejako współuczestniczyć w planowaniu naszego rozwoju. Aby uniknąć w przyszłości podobnych kłopotów, mieszkańcy sami powinni wymagać aby co roku sukcesywnie je uchwalano aby jak najszybciej objęły całą gminę.

Ewa Sudoł

Zapraszam do dzielenia się swoimi opiniami na opisywany temat na portalu Zasłyszane w Bieszczadach. Listy proszę kierować na adres: redakcja@zaslyszane-w-bieszczadach.pl




Analiza wyników wyborów samorządowych w powiecie bieszczadzkim     08-01-2019


         Wybory samorządowe w powiecie bieszczadzkim do rady powiatu wygrało Prawo i Sprawiedliwość ale tylko pod względem oddanych głosów na tę partię. Na 8710 osób, które wzięło udział w wyborach na PIS zagłosowało 3016 osób co stanowiło 34,63% ogólnej liczby głosujących. Głosy te przełożyły się na pięć mandatów co w porównaniu do 2014 roku oznacza stratę dwóch mandatów. PIS stracił także w stosunku do 2014 roku w ogólnej strukturze osób biorących w głosowaniu, gdzie przy niższej frekwencji i mniejszej liczbie głosujących tj. 7128 osób na PIS zagłosowało 2943 wyborców co stanowiło 41,29% wszystkich glosujących i dało tej partii siedem mandatów. Z przytoczonych danych wynika, że przy wyższej frekwencji w 2018 roku PIS w powiecie bieszczadzkim stracił 6,66 % głosujących w stosunku do 2014 roku.

      Komitetem Wyborczym, który zdobył także pięć mandatów w 2018 roku jest Stowarzyszenie Aktywni dla Bieszczad co w porównaniu z 2014 rokiem jest wzrostem o dwa mandaty. Na Komitet ten zagłosowało 2669 osób czyli 30,64% ogólnej liczby biorących udział w głosowaniu. Dla przypomnienia w 2014 roku na Stowarzyszenie Aktywni dla Bieszczad zagłosowało 1404 osób czyli 19,70% z ogółu wyborców. Ten komitet zanotował wzrost wyborców w stosunku do 2014 roku o 10,94%.

      Największym przegranym powiatowych wyborów samorządowych jest Bieszczadzkie Stowarzyszenie Samorządowe, które zdobyło w obecnych wyborach tylko trzy mandaty a zagłosowało na nich 1427 osób czyli 16,38% wyborców. W 2014 roku BSS otrzymało pięć mandatów i głosowało na to stowarzyszenie 2084 wyborców co stanowiło 29,24% głosujących. Bieszczadzkie Stowarzyszenie Samorządowe w 2018 roku straciło 12,86 % wyborców w porównaniu z rokiem 2014. Należy przy tym zaznaczyć, że jest to w powiecie Bieszczadzkim najdłużej startujące w wyborach Stowarzyszenie, które praktycznie od początku lat dziewięćdziesiątych rządziło w gminie i powiecie.

      W wyborach samorządowych do powiatu po raz pierwszy nie wystawił swojej listy Sojusz Lewicy Demokratycznej, który w 2014 roku otrzymał 697 głosów ale nie zdobył żadnego mandatu. Debiut w wyborach ma za sobą Stowarzyszenie Nowoczesne Bieszczady, które założyło część najmłodszych członków Bieszczadzkiego Stowarzyszenia Samorządowego, którzy sfrustrowani i niezadowoleni po przegranych wyborach w 2014 roku odeszli z BSS. Założyciele Nowoczesnych Bieszczad pozyskali nowych członków i sympatyków, dzięki którym zdobyli dwa mandaty a głos na nich oddało 1598 osób co stanowi 18,35% ogółu głosujących.

      Przy wnikliwej analizie wyników do rady powiatu bieszczadzkiego daje się zauważyć ciekawe zjawisko. BSS zdobywając o 171 głosów mniej niż Nowoczesne Bieszczady uzyskało mimo wszystko o jeden mandat więcej. Oczywiście głównym winowajcom jest metoda liczenia głosów tzw. metoda dHondta, w poszczególnych okręgach wyborczych.

      Krótko warto jeszcze omówić wyniki do rady gminy Ustrzyki Dolne oraz wybory na burmistrza. W ilości mandatów radnych gminnych w 2018 roku w gminie Ustrzyki Dolne bezapelacyjnie ośmioma mandatami wygrało Stowarzyszenie Aktywni dla Bieszczad. Stowarzyszenie to w porównaniu z rokiem 2014 zwiększyło swój stan posiadania o siedem mandatów a zagłosowało na nich 2845 wyborców (39,45%).

      Trzy mandaty do rady gminy zdobyło Prawo i Sprawiedliwość na które głosowało 1673 osób (23,2%) i jest to mniej o dwa mandaty w porównaniu z 2014 rokiem. W gminie Ustrzyki Dolne, podobnie jak w powiecie bieszczadzkim najwięcej wyborców straciło Bieszczadzkie Stowarzyszenie Samorządowe, które z dziewięciu mandatów otrzymanych w 2014 roku zdołało utrzymać w 2018 roku tylko 3 mandaty. Na kandydatów BSS zagłosowało w 2018 roku 1677 osób (23,25%). Startujące po raz pierwszy w wyborach samorządowych Stowarzyszenie Nowoczesne Bieszczady uzyskało jeden mandat do rady gminy i zagłosowało na nich 691 osób (9,58%).

      W wyborach na urząd burmistrza miasta Ustrzyki Dolne wystartowało trzech kandydatów reprezentujących PIS, Bieszczadzkie Stowarzyszeni Samorządowe i Stowarzyszenie Aktywni dla Bieszczad. W pierwszej turze wybory wygrał kandydat na burmistrza Stowarzyszenia Aktywni dla Bieszczad – Bartosz Romowicz, który otrzymał 3786 głosów co stanowiło 51,45% wyborców. Drugi pod względem zdobytych głosów kandydat PIS - Ryszard Urban otrzymał 2221 głosów (30,18%) , natomiast przedstawiciel Bieszczadzkiego Stowarzyszenia Samorządowego – Krzysztof Gąsior zebrał 1351 głosów (18,36%). Warto przy tych wynikach wspomnieć, że gdyby w wyborach 107 osób zagłosowałoby na innego kandydata niż Bartosz Romowicz, to odbyłaby się druga tura wyborów, która mogłaby mieć ciekawy przebieg. Waga każdego głosu jest szczególnie widoczna w takich właśnie sytuacjach, gdzie kilkadziesiąt czy nieco ponad sto głosów może całkowicie zmienić werdykt wyborczy.

Ewa Sudoł






Analiza wyników wyborów samorządowych w powiecie bieszczadzkim     08-01-2019


        Kurz po wyborczej walce już opadł, kto miał zostać wybrany do władz samorządowych, został wybrany wobec tego przyszedł czas na podsumuwanie. Patrząc na to, kto obecnie sprawuje władze w powiecie bieszczadzkim, leskim i sanockim można by powiedzieć, że wybory bezapelacyjnie wygrał PIS. Przeglądając jednak statystyki wyborcze dostępne na stronach PKW moja teza przestaje być taka bezdyskusyjna. Okazuje się, że wygrana w liczbach bezwzględnych nie zawsze przekłada się na mandaty a przy wyborach na burmistrzów okazała się dla PIS wręcz klęską. Zanim przejdę do analizy w powiatach na chwilę zatrzymajmy się przy wynikach w podkarpackim sejmiku wojewódzkim.

          Porównując dane z 2014 roku z danymi 2018 roku trzeba jednoznacznie stwierdzić, że PIS w sejmiku dosłownie zmiażdżył opozycję. Na 33 mandaty, PIS zdobył 25 i w stosunku do 2014 zwiększył swój stan posiadania o 6 mandatów, Koalicja PO i Nowoczesnej zdobyła 5 mandatów i można powiedzieć, że zachowała status quo bo tyle samo PO miało radnych w 2014 roku.

          Zupełnie inaczej ma się sprawa z PSL, który stracił najwięcej bo aż 6 mandatów na rzecz PIS. W 2014 roku PSL miał 9 radnych i głosowało na nich 178 tys. osób co wtedy stanowiło 24,44 % głosujących a w 2018 ta liczba wyniosła 101 tys. osób co stanowiło 11,88 % Dodać przy tym należy, że frekwencja w województwie podkarpackim w 2014 wyniosła 47,21% a głosowało wtedy 730 tys. uprawnionych, natomiast w ostatnich wyborach udział wzięło 912 tys. mieszkańców a frekwencja wyniosła 53,18%. Powyższe dane pokazują w jakim kierunku nastąpił odpływ elektoratu w 2018 roku w porównaniu z 2014. W 2014 roku na PIS zagłosowało 319 tys. osób co stanowiło 45,46% a w 2018 roku 443 tys. co stanowiło 52,25%, czyli partia ta zyskała dodatkowo 124 tys. wyborców, którzy prawdopodobnie odeszli od PSL- u bo tej partii ubyło najwięcej wyborców.

          Druga pod względem liczby radnych PO otrzymała odpowiednio 112 tys. głosów co stanowiło 14,19% a w roku obecnym 114 tys. co stanowi 13,44 %. Procentowa struktura wyborców również pokazuje odpływ sympatyków Platformy Obywatelskiej w stosunku do poprzednich wyborów. Trzeba podkreślić, że w roku obecnym walka wyborcza zmotywowała dodatkowo do uczestnictwa w wyborach 182 tys. wyborców. Zagłosowali oni w większości na pozostałe partie startujące w wyborach a częściowo powiększyli liczbę wyborców PIS.

          Warto zwrócić uwagę na jedną ciekawą rzecz otóż trzy partie, które otrzymały mandaty w Sejmiku razem zdobyły 658 tys. głosów, natomiast z 912 tys. wszystkich głosujących aż 254 tys. osób ( prawie 28% ) nie mają swoich przedstawicieli w Sejmiku. Winna takiemu stanowi rzeczy jest metoda d Hondta, która preferuje partie z największą liczbą głosów.

          Patrząc na to jak duża liczba głosujących pomimo tego, że wzięła udział w głosowaniu nie ma żadnego wpływu na to, kto wejdzie do władz samorządowych można coraz poważniej myśleć o zmianie systemu liczenia głosów w wyborach. Wprawdzie zaletą tej metody jest konsolidacja sceny politycznej ale z drugiej strony zniechęca ona dużą część wyborców do brania udziału w głosowaniu, gdyż wyklucza ona małe partie i stowarzyszenia z podziału wyborczego tortu. Ciąg dalszy analizy wyborczej w następnym odcinku.
Ewa Sudoł





Zaproszenie do współpracy

Zapraszamy do współtworzenia naszej gazety przez bieszczadzkich poetów, pisarzy, fotografów, rzeźbiarzy, malarzy i innych artystów. Na naszej stronie możecie pochwalić się swoją twórczością oraz ją zapromować. Bardzo chętnie będziemy udostępniać łamy naszej gazety młodym, debiutującym artystom aby mogli zaprezentować się szerszej publiczności.
Serdecznie zapraszamy do współpracy. Zainteresowanych naszą ofertą prosimy o kontakt : tel- 883 018 180, e-mail- redakcja@zaslyszane-w-bieszczadach.pl
Zasłyszane w Bieszczadach - portal opinii
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redaktor Naczelny - Ewa Sudoł
Liczba odwiedzin: 124611
Ta strona może korzystać z Cookies.
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.

OK, rozumiem lub Więcej Informacji
Informacja o Cookies
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.
OK, rozumiem