W Bieszczadach od długiego czasu ścierają się różne koncepcje ich rozwoju. Jedni chcą, aby pozostały one dzikie, nieujarzmione, pełne zwierzyny niekoniecznie bezpiecznej dla rdzennych mieszkańców, ze starymi, nostalgicznymi budynkami, które lata świetności mają już za sobą. Ta grupa ludzi nie chce, aby w Bieszczadach pojawiały się nowoczesne hotele w dzikich dotąd terenach, chcą zachować dla potomnych jak najwięcej starego budownictwa oraz dbają o kulturę, tradycję i obrzędy związane z tym regionem. Część środowiska przewodników bieszczadzkich oraz ludzi sentymentalnie związanych z Bieszczadami od jakiegoś czasu prowadzi akcję, aby nie dopuścić do rozbiórki Chatki Puchatka a ostatnio także protestują przeciw rozbiórce Galerii nad Berehami.
Konflikt o budynki tak naprawdę jest walką o Bieszczady dzikie, klimatyczne czy wręcz kultowe, znane ze słynnych filmów takie jak” Baza ludzi umarłych” Petelskiego czy „Nieludzki Doktor. Opowieści bieszczadzkich” Janickiego. Dodatkowo cieszące się dużą popularnością filmy dokumentalne o słynnych bieszczadzkich zakapiorach, drwalach czy zwykłych, niezwykłych mieszkańcach Bieszczad wszystkim zwolennikom dzikich terenów dają dodatkowe argumenty za tym, aby czas na naszym terenie się zatrzymał. Przecudnej urody zdjęcia filmowe z „Watahy”, pokazujące nawet nam mieszkańcom w jak pięknym zakątku Polski żyjemy i że musimy wszystko zrobić, aby tego nie zniszczyć.
Niestety czasu nie można zatrzymać, cywilizacja prędzej czy później trafi w Bieszczady i na pewno je zmieni. Zdobycze współczesności tak naprawdę najbardziej potrzebne są tutejszym mieszkańcom, ponieważ bez nich nie można już normalnie i godnie żyć. Od mądrości i skuteczności władz samorządowych, gmin i powiatów będzie zależało w jakim kierunku pójdzie rozwój Bieszczad. Czy będą to Bieszczady, w których najnowsze zdobycze techniki będą dyskretnie wkomponowane w krajobraz, stworzone zostaną plany zagospodarowania przestrzennego, które dokładnie określą rodzaj zabudowy, miejsca pod usługi, handel, wytwórczość, drogi czy parkingi. Bez światłych i wizjonerskich władz samorządowych ten piękny zakątek może zostać oszpecony brzydkimi budowlami lub zanieczyszczony trującymi oparami z zakładów przemysłowych, które niefortunnie mogą tu zostać wybudowane.
Okazuje się, że wszystko może się wydarzyć, Bieszczady ostatnimi latami stały się jakimś nadzwyczajnym magnesem dla firm, które absolutnie im nie służą. Nie tak dawno zakończyła się walka o czyste powietrze z Firmą Gryfskand, która chciała w Ustrzykach Dolnych produkować węgiel drzewny, ale ogromny sprzeciw miejscowej ludności zmusił Zarząd firmy do porzucenia tego pomysłu. W międzyczasie zainteresowana siedzibą w Ustrzykach Dolnych była wytwórnia mas bitumicznych, ale ona także zrezygnowała ze względu na protesty. Wydawało się, że przy takim oporze mieszkańców w Bieszczady raczej długo już nie zawita żaden zakład, który w jakiś sposób mógłby zniszczyć ich walory przyrodnicze czy krajobrazowe.
No cóż, takie myślenie okazało się bardzo infantylne, bo pieniądz nie ma litości ani dla przyrody, ani dla ludzi, wędruje tam, gdzie się może rozmnożyć. A Bieszczady ze względu na swoje położenie, budowę geologiczną czy zasoby naturalne stały się bardzo łakomym kąskiem dla różnych biznesmenów. Ostatnio pojawiły się w Bieszczadach ogłoszenia, gdzie jedna z krakowskich spółek poszukuje gruntów na naszym terenie do wieloletniej (29 lat) dzierżawy w zamian za dość atrakcyjny czynsz w kwocie 8-9 tysięcy złotych rocznie od hektara. Grunty miałyby służyć budowie farm fotowoltaicznych na terenie gminy Ustrzyki Dolne.
Same farmy fotowoltaiczne nie są niczym zdrożnym a wręcz przeciwnie na dziś wydają się być najbardziej ekologicznym sposobem pozyskiwania energii. Zastrzeżenia budzi jednak miejsce położenia takich instalacji, czyli w naszych pięknych, niepowtarzalnych Bieszczadach.
Informacje jakie zdołała zgromadzić nasza redakcja na temat tej inwestycji są doprawdy przygnębiające, ponieważ zamiarem spółki jest budowa aż 14 farm fotowoltaicznych, gdzie będzie zainstalowanych około 40 tysięcy paneli fotowoltaicznych. Na obecną chwilę firma wydzierżawiła ponad 6 ha w Ustjanowej Górnej i ma zamiar na południowym stoku Góry Korolik posadowić swoje farmy. Jakie skutki będą miały dla samego krajobrazu takie olbrzymie połacie terenu pokryte panelami, każdy może sobie wyobrazić.
Dla lepszego zobrazowania problemu odsyłam do strony https://pgeeo.pl/Nasze-obiekty/Elektrownie-fotowoltaiczne/Elektrownia-na-Gorze-Zar gdzie dokładnie widać co stanie się z bieszczadzkim krajobrazem po utworzeniu 1 farmy fotowoltaicznej, gdzie jest zainstalowanych tylko 2400 paneli. Pomnóżmy tę ilość razy 14 i otrzymamy hektary blaszano-szklanych wzgórz i stoków wokół Ustrzyk Dolnych, gdzie obok poprowadzone są ścieżki przyrodniczo-edukacyjne wybudowane za środki Lasów Państwowych, ścieżki do źródeł Strwiąża-jedynej rzeki w Polsce wpadającej do zlewni Morza Czarnego i szereg innych atrakcji przyrodniczo-historycznych.
Innym, równie ważnym argumentem przeciwko budowie takich farm na terenie Bieszczad, jest duże prawdopodobieństwo bankructwa wielu właścicieli domków letniskowych, którzy często za unijne dotacje utworzyli sobie w ten sposób miejsca pracy. Bankructwo w ich przypadku byłoby raczej pewne, ponieważ nikt nie będzie przyjeżdżał na odpoczynek w otoczeniu farm fotowoltaicznych, zamiast w pięknych okolicznościach przyrody. Trudno sobie też wyobrazić, aby takie Bieszczady nadal przyciągały turystów, bo przepiękne pejzaże są ich największym atutem.
Dziś mamy problem farm fotowoltaicznych, który mam nadzieję uda się w sensowny sposób załatwić, ale za chwilę może znowu coś złego w Bieszczadach wydarzyć.
Dlatego aby na przyszłość uniknąć kłopotów musimy rozpocząć wielką bieszczadzką dyskusję: jakich chcemy Bieszczad, my mieszkańcy, do jakich Bieszczad zechcą przyjeżdżać turyści oraz jakie pomysły na nasz region mają nasi włodarze. Może najwyższa pora, aby przeprowadzić rzetelne badania socjologiczne na ten temat a wnioski przedstawić do wyboru mieszkańcom np. w drodze referendum.
Może rady gmin, powiatu bieszczadzkiego i leskiego wspólnie opracują jednolitą, spójną koncepcję rozwoju Bieszczad uwzględniającą dziedzictwo przyrodnicze, historyczne i kulturowe oraz wymogi współczesnego świata? A może zostawić to wszystko samo sobie i niech nam kicz przeplata się ze sztuką, piękne krajobrazy niech zniszczy chaotyczna zabudowa i koszmarne budynki, czyste powietrze niech nam trują zakłady przemysłowe a Połonina Caryńska niech przypomina deptak w Zakopanem. Jeżeli tego chcemy, proszę bardzo, tylko nie płaczmy, jak turyści od nas uciekną, co bardziej asertywni mieszkańcy wyjadą a Bieszczady na powrót przeżyją exodus jak ten zaraz po wojnie.Zacznijmy więc w końcu poważnie rozmawiać o naszej przyszłości, kreować ją i wpływać na nią.